Niewypał Megabitowy (czyli o festiwalu „Bomba Megabitowa”)

Część 3. Siedzi na debacie człowiek z rybą na głowie

Trochę mi to zajęło, ale spisałem wreszcie wrażenia z pierwszego dnia kongresowej części Bomby Megabitowej, czyli głównie dyskusji i debat. Ten post będzie nieco bardziej chaotyczny niż poprzednie z tej serii, bo też poszczególne punkty programu niekoniecznie miały cokolwiek wspólnego ze sobą nawzajem.

11:00. Debata: Kraków. Meet the innovation. Klimat dla innowacji, innowacje dla klimatu – Dominika Walec, Dawid Pałka, Kasia Gola, Robert Rybarz, Tomasz Krzyszkowski Weronika Wirtel. Odpuściłem sobie, bo musiałbym wstać o jakiejś nieludzkiej jak na sobotę porze żeby dotrzeć tam na czas.

12:00 Debata: Mniej znaczy lepiej – Joanna Glogaza, Anna Mularczyk-Meyer, Ewa Drzyzga, Michał Niewęgłowski, Katarzyna Kędzierska. Mniej znaczy więcej to tytuł książki Jacksona Hickela, której jeszcze nie czytałem, i może to dobrze, bo nie miała ona żadnego związku z tą rozmową. Autor jest postwzrostowym antropologiem ekonomicznym, natomiast debata dotyczyła minimalizmu w życiu codziennym, głównie jeśli chodzi o odzież i media społecznościowe. Przywołuję jednak Hickela nie bez powodu. Ewa Drzyzga rozpoczęła pytając: po co w ogóle mamy cokolwiek robić, skoro miliarderzy swoimi prywatnymi samolotami emitują o rzędy wielkości więcej niż każdy z nas swoimi ekologicznymi wyborami może zaoszczędzić? I tutaj mogłaby paść odpowiedź: konsumenckie decyzje to nie wszystko, można działać także np. na poziomie politycznym, domagając się od rządów narzucenia jakichś ograniczeń na bogaczy (oraz na przykład dewzrostowych rozwiązań proponowanych przez Hickela). Wystarczyłoby powiedzieć to jednym zdaniem i dodać „jednak w tej dyskusji skupimy się na czym innym”. Ale nie, po co? Zamiast tego, utrzymujmy ludzi w poczuciu absolutnej bezsilności, a jak im z tego powodu smutno, to niech sobie kupią subskrypcję na medytacje w apce pana Niewęgłowskiego. Podobnie, przy okazji mediów społecznościowych można było wspomnieć, że do wyboru nie mamy tylko dwóch opcji: „Facebook i Twitter” oraz „asceza”. Istnieje coś takiego jak Fediverse, czyli sieć sieci społecznościowych, oddolna, open source i bynajmniej nie projektowana w taki sposób, by uzależniać użytkowników. Jasne, Fedi ma swoje mankamenty, ale największym jest chyba to, że ma względnie mało użytkowników (przybyło ostatnio sporo uciekinierów z Twittera po tym jak przejął go Elon, ale to wciąż nie to samo co fejsbuczek), a z tym akurat można coś zrobić konsumencką decyzją: dołączyć i zwiększyć tę liczbę o 1. Ba, jeśli ma się nieco zdolności informatycznych można się włączyć w tworzenie Fediverse, czy to pracując nad oprogramowaniem, czy zakładając własną instancję (to drugie jest zresztą ostatnio szczególnie potrzebne, bo za sprawą trwającego exodusu z Twittera niektóre serwery są przeciążone i przestały przyjmować nowych użytkowników). Ale najwidoczniej wszystko, co wiąże się ze współpracą między ludźmi, leży poza zainteresowaniem lajfstajlowo-blogowo-celebryckiego środowiska. Tak czy siak, debata okazała się dla mnie średnio interesująca, bo jako aspołeczny mężczyzna nie jestem pod kulturową presją ubierania się za każdym razem inaczej. Trochę trudno mi jest oceniać na ile przydatna byłaby dla tych, którzy pod tą presją się znajdują. A jeśli chodzi o media społecznościowe, to – no cóż, nie wiem, może jestem uzależniony, ale jakoś nie czuję potrzeby ograniczania się w tej kwestii. Tak na marginesie: fajnie by było, gdyby Ewa Drzyzga przyznała, że nie jest losowym człowiekiem z ulicy, tylko celebrytką z tefałenu. Co z jednej strony wiąże się z pewną władzą, a z drugiej – daje pewne zabezpieczenie. Kiedy ja założyłem konto na Mastodonie (należącym do Fediverse), nikogo za sobą nie pociągnąłem, ale kiedy to samo zrobi osoba z telewizji, zapewne ktoś jednak za nią pójdzie. Podobnie, w kwestii odzieżowych oczekiwań społecznych, będąc celebrytką można zrobić trochę więcej niż narzekać na portale plotkarskie, które napiszą, że na Bombie Megabitowej pojawiła się w tej samej sukience, co na dwóch innych niedawnych wydarzeniach (zresztą, mam nadzieję że to był żart). A nawet jeśli ubranie się tak samo na dwadzieścia kolejnych okazji wzbudzi taką pogardę ze strony koleżanek-celebrytek i plotkarskich mediów, że nie będzie się już dało tego znieść, zapewne można rzucić wszystko, wyjechać w Bieszczady i żyć tam do końca życia ze swojego celebryckiego majątku, podziwiając przyrodę, uprawiając mindfullness, robiąc zdjęcia ładnych kwiatków i wrzucając je na Instagrama Pixelfed.

13:00 Debata: Realizm ekologiczny – Dominika Słowik, Michał Piasecki, Filip Springer, Monika Ochędowska Jeśli obecność celebrytki z tefałenu oraz lajfstajlowy temat miał być wabikiem, który ściągnie na festiwal ludzi którzy normalnie mieliby w głębokim poważaniu Lema i zmiany klimatu, to niestety już w następnej debacie te osoby dostałyby mocno po głowie. Dyskutanci najwyraźniej zakładali że wszyscy wiedzą, czym jest „realizm ekologiczny” (ja nie wiedziałem i w sumie dalej nie wiem). Owszem, na początku pojawiła się jakaś definicja, ale tylko po to, by prowadząca mogła zadać pytanie o to co znaczy w niej określenie „przyglądać się”. Z rozmowy o jednym słowie, do którego nie znam kontekstu, nie byłem w stanie wynieść więcej niż z rozważaniach z poprzedniego punktu o „zaprzyjaźnianiu się z rzeczami w szafie” i „czterech setach”, ale jako że zainteresowania mam raczej literackie niż odzieżowe, z dwojga złego wolę już hermetyczne filozoficzno-artystyczne debaty. Swoją drogą, był to jeden z niewielu punktów programu, gdzie w ogóle padło jakieś odniesienie do Lema (Dominika Słowik, mówiąc o tym jak obcą formą życia są de facto rośliny, stwierdziła, że gdyby autor „Niezwyciężonego” żył dzisiaj i był na bieżąco z biologią, na pewno pisałby o nich). Zresztą, to właśnie dzięki Bombie Megabitowej dowiedziałem się że ktoś taki jak Dominika Słowik istnieje, przez co przeczytałem jej „Samosiejki” i bynajmniej nie żałuję. A ponieważ kilka tekstów z tego zbioru to jak najbardziej fantastyka, to okazuje się, że populacja fantastów jednak była większa niż myślałem. I to dwukrotnie! 14:00 Debata: Sztuka szuka – Daria Solar. Zofia Krawiec, Cecylia Malik (miała być też Joanna Rajkowska, ale zachorowała) Całkiem przyjemna rozmowa o łączeniu sztuki z aktywizmem. W dużo luźniejszym tonie niż ta poprzednia, zwiastowanym już przez wejście Cecylii Malik z rybą na głowie (jak orki! Znaczy się, to była czapka w kształcie ryby, pewnie własnoręcznie zrobiona). Artystki opowiedziały o swojej działalności nieco „od kuchni” — dowiedzieliśmy się na przykład (choć w sumie nie powinno to dziwić), że obie swoją „zaangażowaną” sztukę uprawiają nieodpłatnie, a zgranie wszystkiego finansowo i czasowo bywa trudne. Dyskutantki różniły się nieco w podejściu do swojej działalności. Daria Solar miała nieco ekskatedralny vibe: wyglądała na przekonaną o tym że robi Ważną Sztukę na Ważne Tematy i musi z tym przekazem dotrzeć do maluczkich, walcząc o uwagę z innymi treściami którymi dzisiejszy człowiek jest bombardowany. Cecylia Malik oczywiście również chce dotrzeć do ludzi i szuka na to sposobów. Jednak odniosłem wrażenie, że jest w tym bardziej swobodna i ma mniejszy dystans do odbiorcy. Spodobało mi się na przykład jak wyjaśniała koncepcję terenów zalewowych za pomocą spódnicy – proste, zrozumiałe, a jednocześnie kreatywne. Zresztą, jak sama twierdziła, „włączająca” sztuka, którą stara się uprawiać, zakłada rozmywanie granicy między artystą a widzem, i wspólne tworzenie (w końcu Siostry Rzeki to nie tylko sama pomysłodawczyni, ale i cały kolektyw). Z tych dwóch, podejście Cecylii Malik wydaje mi się lepsze – aczkolwiek to tylko teoretyczne rozważania, bo mam wrażenie że mojej twórczości bliżej jednak do Darii Solar (patrzcie, napisałem opowiadanie na Ważny Temat Jakim Jest Zmiana Klimatu!).

15:00 Debata: Żywieniowa odżywalność – Agnieszka Sendor, Aga Kozak, Grzegorz Łapanowski, Sylwia Majcher. Dyskutowali: właścicielka tradycyjnej hodowli pstrągów, autorka książek o zero waste oraz jakiś kucharz z telewizji (plus prowadząca). Wyszło dużo lepiej niż spodziewałem się po składzie. Każda z tych osób wydawała się szczerze dążyć do zmiany na swoim poletku (choć jak jest rzeczywiście – nie wiem). Mimo że w sumie systematycznie ujęty temat „odżywalności” (czyli tego co po angielsku nazywa się „sustainability”, a „zrównoważony rozwój” to niezbyt dobre tłumaczenie) się nie pojawił, to dyskusja sprawiała wrażenie rzeczowej i sensownej.

16:00 Podsumowanie Okrągłych Stołów Klimatycznych Okrągłe Stoły to warsztaty polegające na dyskusjach między przedstawicielami ruchów klimatycznych (było np. XR i Akcja Ratunkowa dla Krakowa), strony rządowej oraz „partnerów i sponsorów festiwalu”, starającymi się wypracować wspólne rekomendacje w kilku obszarach związanych z ekologią i klimatem. Szczerze mówiąc, nie mając świadomości problemów związanych z festiwalem (o których dowiedziałem się już w czasie jego trwania), sam byłem za tym żeby XR wzięło w nich udział. Teraz trochę tego żałuję, bo wydaje mi się, że ludzie działający w dobrej wierze zostali bezczelnie wykorzystani do karmienia ego Macieja Kaweckiego oraz greenwashingu (raz, że „partnerzy i sponsorzy festiwalu” przedstawili się w ten sposób jako równorzędna strona dyskusji dla aktywistów, dwa, w ten sposób cały festiwal został w pewien sposób zalegitymizowany). Z drugiej strony, myślę że mogły jednak na tym trochę skorzystać, nawet jeśli rekomendacje pójdą prosto na śmietnik (a dlaczego miałbym oczekiwać, że będzie inaczej?). Raz że to okazja do, przepraszam za wyrażenie, „networkingu” – zapewne współpraca między ruchami już istniała, ale w ten sposób można było ją pogłębić, kontakt z reprezentantami miasta nie zaszkodzi. Dwa, szersza publiczność, która przyszła posłuchać celebrytów z telewizji, miała szansę się dowiedzieć, że w ogóle istnieje coś takiego jak XR czy Akcja Ratunkowa dla Krakowa.

Przedstawicielka XR prezentuje rekomendacje Okrągłego Stołu ws. energetyki.
Podczas przedstawiania wyników padło sporo sugestii brzmiących sensownie. Zwłaszcza reprezentantka ARdK wyglądała na kumatą w kwestiach urbanistyczno-architektonicznych, choć kompletnie się na tym nie znam, więc mogę tylko stwierdzić że brzmiała mądrze. Niestety formuła prezentacji uniemożliwiała rozwinięcie propozycji, bo zwyczajnie nie było czasu. Szkoda, że same Okrągłe Stoły były wydarzeniami zamkniętymi i (o ile wiem) ich nie transmitowano. Ale może za zamkniętymi drzwiami łatwiej było dyskutować ze względu na mniej oficjalną atmosferę. W ramach Stołu dotyczącego energetyki pojawiła się dość kontrowersyjna rekomendacja „akceptacji wysokich cen energii” – choć rozumiem intencję (wysokie ceny zmuszają do oszczędzania), to wydaje mi się, że jednym tchem powinno się powiedzieć o wsparciu dla najuboższych. Dla osób, które już teraz znajdują się w stanie ubóstwa energetycznego, wysokie ceny energii to katastrofa. Ciekawe, że na panelu o „żywieniowej odżywalności”, bodajże Grzegorz Łapanowski, komentując rosnące ceny żywności, powiedział coś w stylu (o ile pamiętam) „jeszcze niedawno przechodziło nam przez gardło stwierdzenie, że jedzenie powinno być droższe”. I faktycznie, ja również słyszałem dawniej podobne opinie (np. od uczestników Obozu dla Klimatu w 2019), uzasadnione tym, że obecne ceny nie są „prawdziwe” bo nie zawierają w sobie kosztów środowiskowych. Co jest prawdą, ale z drugiej strony powiedzcie coś takiego osobom którym budżet się ledwo spina... Ciekawe, czy za kilka lat na jakiejś debacie nie padną słowa: „jeszcze niedawno przechodziło nam przez gardło stwierdzenie, że energia powinna być droższa”. Cały jeden „okrągły stół” poświęcono też biznesowi. Oczywiście nie traktuję tego inaczej niż jako czysty greenwashing. O ile jestem w stanie uwierzyć w możliwość dobrej woli u przedstawicieli miasta (niekoniecznie najwyższych władz, ale tych, których wysłały na spotkanie), o tyle u „partnerów i sponsorów festiwalu”… Już widzę tego Volkswagena „odchodzącego od paradygmatu ciągłego wzrostu”. Jedyny pozytyw: dzięki temu dowiedziałem się że istnieje coś takiego jak „rating ESG”, więc śmieszyły mnie odcinki Dilberta pojawiające się po festiwalu.

17:00 Debata: Hejt – w necie i w realu – Konrad Piasecki, Maciej Kawecki, Nataniel Brożnowicz, Kamil Wroński, Michał Rusinek. Niestety, od mądrości Macieja Kaweckiego wolałem jedzenie (całkiem niezła pizza zaraz obok, aczkolwiek ceny trochę burżujskie).

18:00 Debata: Świat w kryzysie – Przemysław Wielgosz, Przemysław Czapliński, Janusz Schwertner, Karolina Wigura Temat na tyle ogólny, że dyskusja rozpłynęła się w rozmaite strony. Ale przynajmniej można było zaobserwować różnicę rozmówców w podejściach etycznych. Przemysław Wielgosz reprezentował nastawienie maskymalistyczo-utopijne. Na przeciwległym biegunie była Karolina Wigura, sugerująca poszukiwanie jakichś minimalnych zasad akceptowalnych przez wszystkich (w stylu „jeśli chociaż to się uda, to przynajmniej nie pozabijamy się nawzajem, a to już dużo”). Przemysława Czaplińskiego z kolei trudno umieścić na skali, bo przede wszystkim starał się lansować koncepcję nadawania osobowości prawnej przyrodzie (przerwa na reklamę: ostatnio powstała inicjatywa żeby coś takiego zrobić z Odrą). Poza wyżej wymienionymi charakterystykami, z tej meandrującej w różne strony dyskusji zapamiętałem głównie to, jak Karolina Wigura krytykowała koncepcję „systemu” często używaną przez aktywistów – w sensie, to nie jest takie proste, że „obalimy” jakiś „system”, i sprawa załatwiona. Jej zdaniem kometa z Nie patrz w górę to zwodnicza metafora, bo powstrzymanie zmian klimatu nie jest tak proste jak rozbicie kosmicznego głazu. Myślę, że aktywiści (a przynajmniej: część aktywistów) bynajmniej nie uważają, że „zmiana systemu” jest czymś łatwym ani jednorazowym (co nie zmienia faktu, że pewne rzeczy są proste, na przykład jedną ustawą można przestać blokować rozwój energetyki wiatrowej w Polsce). Ale może faktycznie warto przyjrzeć się metaforom, których używamy?

W międzyczasie: wystawa obrazów Darii Solar Obejrzałem ją podczas debaty o hejcie, wróciwszy z pizzy. Nie jest to sztuka, nad której przesłaniem trzeba się długo zastanawiać – tam, gdzie nie było ono od razu jasne, tam wszystko było objaśnione w opisach (w tym również aluzje, co bywało przydatne – nie wiedziałem na przykład o żółwiu przezwanym Mae West). To niekoniecznie źle, taka też jest potrzebna. Myślę że nie zawsze trzeba zastanawiać się nad kondycją ludzką w epoce antropocenu albo niuansami polityki energetycznej – czasem warto po prostu namalować węglową boginię śmierci. Ale takie podejście nie musi pasować wszystkim. Niestety, jakaś połowa obrazów powstała przy użyciu jednego algorytmu – „weź ludzką postać i zamień którąś część ciała na jakieś urządzenie elektroniczne”, co w sumie jest dość ironiczne w przypadku sztuki która w zamierzeniu ma opowiadać m. in. o problemach związanych z oddawaniem władzy algorytmom.

Ostatecznie, trudno mi podsumować program pierwszego dnia festiwalu. To taka zbieranina różnych rzeczy, często zupełnie ze sobą niezwiązanych. Część – sensownych, część – wywołujących zawód. Na pewno dało się to zrobić lepiej. Ale może właśnie ta zbieranina jest jakimś obrazem polskiego dyskursu na temat ekologii i klimatu? Może faktycznie jest rozbity na bańki grup rozmawiających tylko we własnym gronie? Celebryci z celebrytami, intelektualiści z intelektualistami, aktywiści z aktywistami? Jeśli tak, to chciałbym, żeby – choć nie wiem w jaki sposób miałoby to nastąpić – te bąbelki zostały przebite. Żeby Ewa Drzyzga biadoląca o chodzeniu trzeci raz w tej samej sukience spotkała się z Cecylią Malik z rybą na głowie. Żeby artyści spróbowali wyjaśnić ekspertce od zero waste co to jest realizm ekologiczny. Żeby aktywiści powiedzieli rolniczce, że ma zaakceptować wysokie ceny energii. I żeby, zgodnie z życzeniem Karoliny Wigury, oni wszyscy się nawzajem nie pozabijali.

P.S. Poszkalujmy sobie jeszcze Macieja Kaweckiego. Otóż, pan Maciej, krótko po zorganizowaniu festiwalu o klimacie, pochwalił się na Twitterku częstym lataniem. Oraz nie zabieraniem bagażu, bo ubrania ma na sobie, albo… kupuje na miejscu. Wyobrażacie sobie to? Nowe ubrania tylko na kilka dni? (z powrotem przecież też nie weźmie, chyba że za każdym razem kupuje nową walizkę). To jest dopiero fast fashion. Panel „Mniej znaczy lepiej” powinien zacząć od pytania: co nam po tym naszym minimalizmie, skoro i tak przyjdzie jakiś influłenser-celebryta i wykona 40 lotów miesięcznie, za każdym razem kupując i wyrzucając nowy zestaw ubrań? A poza tym, jeśli wierzyć jakiemuś losowemu wpisowi z Twittera, nie wolno mówić że Ordo Iuris to finansowani przez Kreml fundamentaliści Maciej Kawecki to celebryta i inlfluencer. Przynajmniej na Wikipedii – bo wtedy własnoręcznie to wyedytuje. Dlaczego wielki literacko-naukowo-cholerawiejaki festiwal o klimacie musi organizować właśnie ktoś taki?