To (nie) tylko teoria – a propos wideoeseju Mistycyzmu Popkulturowego.

Mistycyzm Popkulturowy opublikował niedawno swój ponadgodzinny wideoesej Problemy ze słonecznym optymizmem | Solarpunk. Jak sama nazwa wskazuje, nieco krytyczny, choć była to krytyka bardzo przyjazna i konstruktywna. Misty’emu podoba się idea solarpunka, natomiast trochę gorzej z jej realizacją – wypunktowuje więc niedociągnięcia solarpunkowych tekstów kultury w nadziei na to, że dzięki konstruktywnej krytyce ich poziom artystyczny się podniesie. Zgadzam się z zasadniczą większością tych uwag, także krytycznych. A tam, gdzie się nie zgadzam, zgadzam się z postem Pawła Ngei, który jest odpowiedzią na wideoesej. Zachęcam więc do zajrzenia w pierwszej kolejności do materiału źródłowego, potem do postu Pawła – a tutaj postaram się co najwyżej przytoczyć więcej kontrprzykładów dla dwóch stwierdzeń MistyPopa:

Na wstępie zaznaczę, że Mistycyzm jak najbardziej ma rację, że jak na ruch, który istnieje od 14 lat (licząc od posta Republic of the Bees), solarpunk jak na razie okazał się niezbyt płodny artystycznie i wytworzył niewiele dobrej literatury (czy innych dzieł kultury). Zgadzam się również z tym, że istnieje dość spory rozdźwięk między teorią (czyli manifestami i innymi tekstami o tym czym solarpunk chce być), a praktyką, czyli tym, czym solarpunkowa literatura i sztuka jest w rzeczywistości. Dotyczy to zarówno ilości („there is more written about solarpunk than the solarpunk fiction istelf” – Sarena Ulibarri), jak i treści – pewne motywy częściej pojawiają się w manifestach niż w twórczości. Ale to nie znaczy, że nie pojawiają się w niej w ogóle.

Ad. 1 – Droga do utopii

Manifesty solarpunkowe mówią wprost, że chodzi nie tylko o wyobrażenie sobie stanu końcowego, ale też wyznaczenie drogi do niego „Solarpunk skupia się na znalezieniu sposobów, by uczynić życie lepszym już teraz, dla nas samych – i co jeszcze ważniejsze – dla przyszłych pokoleń.” – pisze Adam Flynn. „Solarpunk może być bardzo utopijny, tylko trochę optymistyczny, może zajmować się codziennymi problemami napotkanymi na drodze do lepszego świata, ale nigdy nie będzie dystopijny.” – czytamy z kolei w Manifeście Solarpunka (wyszczególnienie moje). A jak z literaturą – bo na tym rodzaju twórczości chcę się tu skupić?

W pierwszej części Glass and Gardens (w drugiej w zasadzie też) faktycznie trochę z tym słabo. Z Solarpunk Summers przychodzi mi do głowy w zasadzie jeden tekst: A Midsummer Night's Heist autorstwa Tales from the EV Studio i Commando Jugendstil, którego akcja w zasadzie mogłaby dziać się dzisiaj.

Na szczęście na tej jednej-dwóch antologii solarpunk się nie kończy. I tak na przykład opowiadanie Le Carre Rouge Claudie Arsenault z e-zina Solarpunk Press, może nie jest wybitne, ale opisuje walkę między buntownikami a establishmentem od samego początku aż do zwycięstwa. W Listopadzie bez Snów Joanny Krystyny Radosz z antologii Tęczowe i fantastyczne (który prywatnie uznaję za solarpunk, ale nie wiem czy autorka się ze mną zgadza), udało się uratować świat od katastrofy klimatycznej, ale to nie znaczy że nie mamy już do czynienia z nierównościami i dyskryminacją. We wspomnianej przez Pawła powieści Walkaway Cory'ego Doctorowa widzimy utopijne społeczności powstające na rubieżach dystopii spod znaku kapitalizmu inwigilacji, powoli zyskujące zwolenników (i wrogów). Z kolei The Ministry for the Future K.S. Robinsona opisuje trwającą kilkadziesiąt lat historię tego jak ludzkość poradziła sobie z katastrofą klimatyczną. Akcja powieści rozpoczyna się w 2025. Po drodze do szczęśliwego końca mamy katastrofy naturalne (w tym falę upałów w Indiach zabijającą kilka milionów ludzi), globalną politykę, rewolucje, zamachy i zabójstwa, ekoterroryzm i migracje klimatyczne. Nie jest to może gotowa recepta na uratowanie świata (Robinson mimo wszystko przyjmuje mocno optymistyczne założenia), tym niemniej to powieść opisująca ścieżkę z punktu A do punktu B. Nie wiem, na ile Robinson i Doctorow identyfikują się z solarpunkiem, ale na pewno wyznają bardzo podobne ideały.

Nie wydaje mi się jednak (choć to subiektywne wrażenie), że takich tekstów jest jakoś strasznie dużo. Szczególnie, brakuje mi czegoś co a) opierałoby się na istniejącej lub jedynie odrobinę podrasowanej technologii (wydaje mi się, że ta z Walkaway jest jednak zbyt odległa, ale nie znam się na drukarkach 3d) b) dotyczyło oddolnych działań małej społeczności, na przykład jakiegoś hackerspace’a czy grupy lokalnych rolników (więc „The Ministry for the Future”, z ONZ i światową polityką, odpada), i c) opowiadało o faktycznym stosowaniu technologii żeby poprawić poziom życia i ograniczyć ślad węglowy (A Midsummer Night’s Heist opisuje protest – oczywiście protesty są ważne, dołącz do Rebelii i w ogóle, ale solarpunkowa technologia nie powinna się ograniczać do ładnych dekoracji na protesty). Glider Ink od Pawła miał spełniać właśnie te założenia, ale jest w trakcie powstawania.

Ad. 2: Konflikty i tym podobne

Tu sytuacja jest podobna. W manifeście Adama Flynna pada zdanie „Solarpunk nawiązuje do do ideału chłopa Jeffersona, swadeshi Gandhiego, jego marszu solnego i innych tradycji nowatorskiego nieposłuszeństwa.” Nie ma sensu odwoływać się do obywatelskiego nieposłuszeństwa, jeśli nie mamy jakiegoś konfliktu z władzami.

A w literaturze: we wszystkich z wymienionych w poprzednim punkcie pozycji mamy jakąś formę konfliktu. W Walkaway osią fabuły jest wyścig między anarchistycznymi hakerami a korporacjami o to kto pierwszy opracuje technologię uploadu umysłu do komputera. Dodatkowo, powieść opisuje także spory (nie tylko intelektualne) między grupami wyznającymi różne wizje utopii. Zaś samo podejście społeczności „walkaways” do ich rozwiązywania jest nieco inne niż nasze (czy może bezpieczniej powiedzieć „moje”, bo być może u anarchistów to już tak wygląda).

W Ministry for the Future, jak już wspomniałem, konfliktów jest dużo, zarówno krwawych, jak i dyplomatycznych. Ponadto, jeden z głównych bohaterów ma PTSD jako jeden z nielicznych ocalałych z tragicznej fali upałów. Scena w której jego perspektywa zderza się z perspektywą drugiej głównej bohaterki – polityczki ONZ, która działa dla klimatu, ale we względnie komfortowych, bezpiecznych warunkach – zostaje w pamięci na długo, bo trudno powiedzieć, że któreś z nich „ma rację” albo wskazać „rozwiązanie”.

Inny przykład: antologia Weight of Light wręcz miała na celu wyobrażenie sobie problemów (w tym napięć społecznych) jakie może generować rozwój energetyki słonecznej. To dość „utylitarna” antologia i ośmielę się powiedzieć, że wartości literackie były w jej wypadku drugorzędne, ale wciąż, ciekawy eksperyment.

Poza tym, optymizm solarpunka jest pewnym ekstremum. Autorzy mogą go potraktować jak końcówkę skali, a samemu zatrzymać się w pół drogi. Trochę w tym duchu utrzymana jest antologia Ecopunk! Speculative Tales of Radical Futures, gdzie mamy zarówno „czysty” solarpunk, jak i pesymistyczne ostrzeżenia przed greenwashingiem (a nawet historię alternatywną z Hitlerem). Podobnie wygląda zbiór Solarpunk: Ecological and Fantastical Stories in a Sustainable World, gdzie utopijne są dosłownie dwa opowiadania (w tym jedna historia alternatywna z Hitlerem) – być może dlatego, że to pierwszy solarpunk wprost nazwany solarpunkiem, więc gatunek ten nie był jeszcze w pełni ukształtowany. Ba, sam popełniłem opowiadanie, które jest w połowie solarpunkowe, a w połowie doomerskie (nie będę się jakoś szczególnie opierał że jest dobre, ale istnieje). Być może w takim „pół-solarpunku” łatwiej stworzyć interesującą fabułę.

A co jeśli nie konflikt o wysoką stawkę? Cóż, może po prostu konflikt o niską stawkę. Albo historia obyczajowa. Tylko że to trzeba umieć napisać. Podobnie jak MistyPopa, solarpunkowe obyczajówki średnio mnie poruszają – ale też nie jest to „mój” rodzaj literatury. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na Holly Schofield, której teksty (przynajmniej te z obu części Glass and Gardens), przynajmniej według mnie, są całkiem udane pod tym względem. A przy okazji, nie są to historie, które równie dobrze można by przekleić w dowolną inną scenografię – starają się powiedzieć coś na temat działania społeczności w „lepszym świecie” i zasad, jakimi się kierują, co wymaga solarpunkowego settingu.

Jest jeszcze inna „bezkonfliktowa” opcja – katastrofy naturalne. Coś, czego za sprawą kryzysu klimatycznego doświadczamy już teraz, więc będziemy doświadczać także w przyszłości. Nawet jeśli nastąpi solarpunkowa rewolucja. Tą drogą idzie część opowiadań z „zimowej” części Glass and Gardens. Jeśli dobrze wykorzystać ten trop, to oprócz oczywistego przekazu „kryzys klimatyczny zabija” będzie też miejsce na inne refleksje. Po mistrzowsku wykorzystała ten motyw Le Guin pokazując jak mieszkańcy Anarres reagują na suszę i głód. A u Robinsona jeden z epizodycznych bohaterów, widząc, jak ludzie organizują się podczas niedoborów wody, stwierdza że „istnieje coś takiego jak społeczeństwo”.

Czasami jednak – trzeba to przyznać – w tworzeniu dobrego opowiadania przeszkadza wspomniana przez Mistycyzm „kocykowość”. Nie mówię przy tym, że jest ona sama w sobie czymś złym. Czasem człowiek ma dość czytania o apokalipsie, dystopii, problemach i traumach. Ale trzeba jej użyć w sposób spójny z ogólnym konceptem tekstu. W Glass and Gardens: Solarpunk Summers jest na przykład opowiadanie o świecie, w którym ludzie zostali nanotechnologicznie zmodyfikowani w taki sposób, że nie mogą ukrywać uczuć – uwidaczniają się one jako kolorowe wzory na skórze. Można było wyciągnąć z tego pomysłu wiele nietrywialnych konsekwencji, jednak autorka poszła w stronę „kocykową”, dzięki czemu przez większość tekstu towarzyszymy głównej postaci w (niezbyt interesujących) próbach znalezienia „swojego koloru”, a dopiero pod koniec okazuje się, czym grozi jego brak.

Swoją drogą słabo idzie solarpunkowym autorom przyciąganie uwagi czytelnika językiem albo kompozycją (o ile jestem w stanie to ocenić, bo być może przy czytaniu w oryginale omijają mnie niuanse). No, chyba że Transfigurium Olgi Tokarczuk podciągnąć pod solarpunk (jest oparte na tym samym pomyśle co jedno z opowiadań z Ecopunka!). Ewentualnie, The Ministry for the Future jest odrobinę eksperymentalne formalnie (trochę przypomina Wszystkich na Zanzibarze Brunnera), ale to tyle. Ale poza tym, szału nie ma.

Tak jak Mistycyzm, chciałbym, żeby kreatywnego, ciekawego, bogatego językowo solarpunka na wysokim poziomie artystycznym było więcej. Niestety, na swojego Gibsona solarpunk chyba musi jeszcze poczekać, i ciężko przewidywać, czy w ogóle się doczeka.

Zdaję sobie sprawę, że wypisując powyższe przykłady wychodzę na nerda, który upiera się, że ten serial absolutnie trzeba obejrzeć, bo ma genialny siedemnasty sezon, ale żeby go zrozumieć trzeba najpierw obejrzeć poprzednie 16, które są nudne. Albo że fabuła tego komiksu tak naprawdę trzyma się kupy, tylko żeby wiedzieć o co chodzi trzeba przeczytać dwadzieścia innych, wydawanych na przestrzeni ostatnich 60 lat, każdy należący do innej serii, a jeden dostępny tylko na eBayu w cenie jednej nerki. Jeśli jakiś motyw pojawia się na tyle rzadko, że robiąc research o solarpunku można w ogóle na niego nie trafić, to sugeruje, że ten gatunek faktycznie ma problem (albo że research był słaby). Zastrzeżenia Mistycyzmu wskazują koleiny, w które solarpunk chyba rzeczywiście często wpada. Tym tekstem chciałem tylko pokazać, że „często” nie oznacza „zawsze”. Zresztą, mogę wypowiadać się tylko na podstawie tego, co przeczytałem. Cały czas ukazują się nowe solarpunkowe antologie. Z każdą kolejną autorzy zyskują więcej doświadczenia, a kolektywne imaginarium się rozbudowuje. Być może więc te nowsze są zwyczajnie lepsze (sam dostrzegam pewien postęp między dwoma częściami Glass and Gardens).

Żeby nie było, nie wszystkie podane przeze mnie przykłady są dobre literacko, tym niemniej Walkaway i Ministry for the Future polecam.

Na koniec chciałbym zachęcić wszystkich piszących do tworzenia solarpunka przełamującego schematy i realizującego idee zawarte w manifestach. Jest okazja, bo Nowa Fantastyka i festiwal „Bomba Megabitowa” ogłosiły niedawno solarpunkowy konkurs literacki. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to cholernie trudne.

P.S. Suplement do tekstu Pawła jeśli chodzi o polskiego solarpunka: istnieje antologia „Utopia XXI wieku”, powstała po konkursie literackim „Projekt Utopia”. Z jakiegoś powodu tak zrobili swoją stronę internetową, że na głównej stronie https://projektutopia.pl/ nie ma ŻADNEGO linku do antologii, tym niemniej można ją kupić pod adresem https://sklep.projektutopia.pl/. Na temat jej jakości literackiej wypowiem się jak przeczytam. W dodatku post MistyPopa skomentowała Dominika Tarczoń, która twierdzi, że napisała solarpunkowy horror. Jeszcze się nie zapoznałem, ale tu można go przeczytać

P.S. #2 – „kocykowość” to właśnie to słowo, którego mi brakowało, kiedy pisałem recenzję Glass and Gardens: Solarpunk Summers.